17.07.2016

Rozdział III

Hej! Tutaj znów Armin ;)
W tym rozdziale postanowiłam przedstawić sytuację z innego punktu widzenia. Zresztą, sami zobaczycie.
Odmeldowuję się na tydzień, ślę pozdrowienia i buziaki!
Wracam do oglądania Noragami Aragoto, mam nadzieję, że w końcu mi się włączy :P Z ponad pół roku próbuję znaleźć taki upload, który da się oglądać >.<
P.S.: Jest możliwość, że przeoczyłam jakieś błędy, więc wypominając mi je bardzo pomagacie :)


ROZDZIAŁ III
  Rebecca siedziała na ławce, co jakiś czas monitorując położenie jej młodszego brata. Gabriel jednak cały czas siedział pod drzewem, grając i śmiejąc się ze swoją wyimaginowaną przyjaciółką. Byli na spacerze w parku. Chciała cieszyć się pogodą, póki jeszcze nie nadeszła zima.
Przed wyjściem brat zapytał ją, czy Su może pójść z nimi.
Czasami zastanawiała się czy zrozumiał, że Sucrette nie istnieje. Sama Rebecca nigdy nie czuła potrzeby stwarzania sobie wymyślonych przyjaciół, choć nie była duszą towarzystwa. Nie miała pojęcia jak to jest, gdy ma się kogoś wyjątkowego – kogoś, dla kogo jesteśmy jedynymi towarzyszami. Szczerze mówiąc, sądziła, że to śmieszne i niemądre. Jak można mówić do powietrza? Co więcej; jak powietrze mogło odpowiadać?
Jednak dla Gabriela ta przepaść dawała się nie być żadną przeszkodą. Słyszała, jak rozmawia z dziewczynką w swoim pokoju albo podczas podróży samochodem do szkoły zanim tato zaczynał pracę. Pomyślał, że polski siostry nie jest wystarczająco dobry, by rozmawiała sama z Su, więc wszystko tłumaczył dla niej na włoski, a wszystko co powiedziała Rebecca – na polski dla Sucrette.
Z pewnej strony, ta sytuacja była dla niego korzystna. Jego polszczyzna szybko stała się o wiele lepsza. Gabriel szybko się uczył, ale pomimo jego zdecydowanie ponadprzeciętnej inteligencji, Rebecca nie sądziła, że uda mu się opanować ten skomplikowany język w tak krótkim czasie.
Czasami poprawiał się, kiedy mówił do Su, ale brzmiało to tak, jakby nie robił tego z własnej inicjatywy, tylko ktoś go do tego zmuszał. Dało się to zauważyć po jego poirytowanym wyrazie twarzy.
     To było zwyczajnie śmieszne. Rebecca parsknęła stłumionym śmiechem i potrząsnęła głową.
Sucrette nie mogła istnieć, bez względu na to, jakkolwiek by to sobie tłumaczyła. Chciała pomóc mu wydostać się z sideł jego nazbyt wybujałej wyobraźni, ale nie miała żadnego pomysłu, co może zrobić.
     Rebecca była bardzo ładną jasnowłosą dziewczyną, dojrzałą jak na wiek jedenastu lat. Gdyby została we Włoszech, w tym roku kończyłaby scuola primaria*. Miała ciepłe, czekoladowe oczy identyczne jak swojej mamy, a nie obsydianowe jak Gabriela. Posiadała także jej jasne włosy, które tata często porównywał czasami z kakao z mlekiem zamiast kruczoczarnych. Jedyne, co wydawała się odziedziczyć po ojcu to jego wzrost, podczas gdy Gabriel zawsze wyglądał wątle i niezdrowo, niższy niż powinien być w swoim wieku. Jako jedenastolatka mierzyła już metr sześćdziesiąt. Mówiła po polsku lepiej od brata, ale nie aż tak dobrze jak ojciec, który poznał matkę na studiach w Polsce. Od pierwszej klasy brała godzinę polskiego tygodniowo, ale to nie było wiele, a matka nie mówiła przy niej za dużo w ojczystym języku – a trzy lata później, kiedy Gabriel był trzylatkiem, śmiertelnie zachorowała i zmarła. Becca miała inteligencję swojego brata, ale dużo lepiej potrafiła się zaaklimatyzować i zdobyć nowych przyjaciół. Na jej barki w bardzo młodym wieku opadło wiele obowiązków – stała się nagle, z dnia na dzień, panią domu. Została niemal brutalnie zmuszona nauczyć się gotować, prać i wykonywać wiele innych codziennych czynności, które wcześniej cała rodzina dzieliła pomiędzy sobą.
 – O czym tak myślisz? – Rebecca spojrzała przed siebie i uśmiechnęła się. Przed nią stała Malwina.
Wstała z chłodnej ławki.
     Malwina Janicka była chuda jak patyk i wyższa niż Rebecca oraz także od niej starsza. Silna jak na dwunastolatkę i swój wręcz anemiczny wygląd. Becca podejrzewała, że Malwa mogłaby bez trudu podnieść Gabriela i okręcić go sobie nad głową. Miała czarne, długie włosy zawsze utrzymane w warkoczu opadającym na plecy. Jej oczy przypominały stal – szare i niewzruszone. Mówiła, że trenuje łucznictwo, ale Rebecca jeszcze nigdy nie widziała jej w akcji. Ojciec powiedział kiedyś, że obawia się dnia, w którym Malwina pójdzie do liceum. Rebecca nigdy nie zastanawiała się nad tym, co miał przy tym na myśli, ale Malwina była wystarczająco przerażająca już jako dwunastolatka.
Do tego prawie nigdy się nie uśmiechała – niektórzy mówili, że powinna nająć się na strażnika Tower of London, który słynęli z długiego pozostania w bezruchu. Chociaż w ich czapce Malwina bezsprzecznie wyglądałaby okropnie.
Dziewczyny zaprzyjaźniły się w już drugim tygodniu roku szkolnego, kiedy Rebecca oblała kolana Malwiny mlekiem czekoladowym. Długo i z przejęciem ją przepraszała oraz zaoferowała jej (a przynajmniej usiłowała to zrobić), że odkupi jej spódnicę, ale czarnowłosa dziewczyna nie zrozumiała ani jednego jej słowa, gdyż Rebecca w pewnym momencie zapomniała się i z nerwów przeszła na włoski. Do końca przerwy na lunchu obie dziewczyny stały się nierozłączne.
 – Daj spokój, chodź się wspinać! – wykrzyknęła starsza dziewczyna, prowadząc za rękę przyjaciółkę w stronę drzew.
     Wokół tak zwanego ,,centrum" parku rosły średniej wysokości drzewa o szerokiej, wytrzymałej koronie – dało się na nie dostać bez większego trudu, kiedy odpowiednio uczepiło się najniżej położonej gałęzi. Kochały się na nie wspinać. Rebecca wolała być ostrożna i zatrzymywała się na drugiej lub trzeciej gałęzi. Natomiast Malwina, z natury odważna i niezbyt rozsądna, lubiła siadać przy prawie samym wierzchołku. Chociaż jasnowłosa zdawała sobie sprawę, że jej przyjaciółka jest zbyt zuchwała niż powinna być, i że dwunastolatka jej imponowała i wzbudza w niej zazdrość. Nie sądziła, że sama byłaby kiedykolwiek w stanie dotrzeć tak wysoko.
 – Z kim rozmawia twój brat? – Malwina usiadła na swoim zwyczajowym miejscu przy czubku drzewa i spojrzała z oddali na Gabriela, który rozkładał przed sobą na ziemi karty i mówił, zdaje się, do powietrza.
Rebecca wzruszyła ramionami, owijając rękoma pień. 
 – Gabriel ma przyjaciółkę. Nie jest całkiem... normalna. Nieprawdziwa. Jest jak... – zawahała się, szukając odpowiednich słów. – Jest jak duch.
Malwina założyła ręce na piersi i spojrzała na przyjaciółkę, przekręcając z zaciekawieniem głowę.
 – Wymyślona przyjaciółka, co? Jego własna? – Rebecca skinęła. – Fajnie ma.
 – Nazywa się Su, w pełni Sucrette.
 – To dziwne, że nadał jej skomplikowane, francuskie imię... skąd on je wziął? Było rzadko używane we Francji w osiemnastym wieku. Dzisiaj prawie wyginęło.
Rebecca roześmiała się. Czasami także zastanawiała się, skąd jej braciszek brał takie pomysły.
 – Gra w jakąś grę, to chyba stamtąd. Nie mam pojęcia – powiedziała obojętnie.
 – Gra w grę z figurkami? Laleczkami?
Rebecca potwierdziła to kolejnym kiwnięciem. Malwina prychnęła z dezaprobatą. Sama Becca sądziła, że Magia i Mit to głupia gra, ale nigdy nie powiedziała tego Gabrielowi. W każdym razie, nie zrobiła tego dwa razy. Kiedy chciała mu to delikatnie uświadomić, zaczął rzucać wielobarwną włoską mieszanką niezbyt ładnie brzmiących słów, aż ich ojciec musiał zakryć mu usta dłonią i zaprowadzić do pokoju.
Szatynka ześlizgnęła się z łatwością na ziemię i pomachała do młodszej przyjaciółki. 
 – Chodź, no chodź!
Rebecca potrząsnęła głową, odrzucając jej starania.
 – Nie. Dopiero przed chwilą weszłam.
 – Już mi się znudziło. Schodź.
Malwina westchnęła w sposób, w jaki potrafiły tylko dwunastolatki – głęboko, pogardliwie, jakby odtrącała młodsze dzieci, chociaż jeszcze się od nich niczym nie różnią.
 – Kura – mruknęła, udając urażoną.
 – Nie jestem kurą – zaprotestowała Włoszka. 
 – Kuro! Schodź i usiądź ze mną!
Rebecca tylko mocnej otuliła rękami pień drzewa i zamknęła oczy. Malwina jęknęła. Odczekała chwilę, mając nadzieję, że jedenastolatka sama będzie chciała zejść na ziemię, ale nie zapowiadało się na tak rychły obrót spraw.
 – Lody!
 – Lody?! – Becca uśmiechnęła się szeroko i zeskoczyła bez zawahania.
Ciemnowłosa dziewczyna zaśmiała się pod nosem. Dziewczyna byłaby wstanie zrobić niemal wszystko dla lodów – już dawno zaczęła wykorzystywać je do swoich niecnych planów oswojenia jej.
Dziewczyna pobiegła do ojca, który siedział na ławce, czytając w skupieniu jakąś anglojęzyczną książkę. 
 – Papo, możemy lody? – poprosiła w języku włoskim, składając dłonie w błagalnym geście.
Felice spojrzał w górę, a następnie włożył zakładkę do książki i odłożył ją na bok. 
 – Lody, tak? – upewnił się, poprawiając okulary, które zakładał specjalnie do lektury, ześlizgujące mu się z nosa.
 – Papo, proszę! – pisnęła w podnieceniu, posyłając mu jej najlepsze spojrzenie bezradnego, cudownego szczeniaka.
Mężczyzna pogładził się pod brodzie, zastanawiając się. 
 – Wiesz – zaczął – kawiarnia z lodami jest daleko, poza tym, jest za zimno...
 – Możemy kupić i zjeść w domu! Proszę!
 – To zmienia znacznie sprawę. – Stwierdził, przytakując. 
 – Proszę! – jęknęła błagalnie jego córka. 
 – W sumie, to możemy się przejść – zadecydował. – Gabriel! – zawołał syna, który przebywał w drugiej stronie parku i śmiał się do siebie.
Gabriel spojrzał w pustą przestrzeń przed sobą i powiedział coś, czego nikt nie usłyszał, a potem zebrał z ziemi karty i biegł przez park ze śmiechem. 
 – Wygrałem! – wysapał, zatrzymując się przed rodziną i koleżanką siostry. Przez chwilę zbierał siły, a później krzyknął do powietrza: – Nie! To ja wygrałem!
 – Obydwoje wygraliście – zadecydował ojciec. – Idziesz z nami na lody czy czekasz na nas? – zapytał po włosku.
Pochylił się do przodu i oparł łokcie na kolanach.
Szeroki uśmiech zagościł na twarzy Gabriela. Skinął głową tak, że Rebecca obawiała się, że zaraz mu spadnie z karku.
 – Su też masz iść z nami? – zapytał.
Jasnowłosa dziewczyna zmarszczyła brwi. Znów przeszedł na polski, radził sobie z nim coraz lepiej...
Felice tylko się zaśmiał i wstał. Uchwycił dłoń syna, który nie był przyzwyczajony do wielkich dróg – tam, skąd pochodził, nie było ich aż tyle – i poprowadził go do lodziarni.
     Rebecca i Malwina trzymały się z tyłu, idąc ramię w ramię obok siebie.
Rebecca pomyślała, że po lewej brata dostrzegła coś niesamowicie niebieskiego. Wstrzymała nieświadomie oddech na kilka sekund. Gabriel powiedział jej kiedyś, że oczy Su są niebieskie. 
Później, otrząsając się z dziwnego oszołomienia, pokręciła głową i roześmiała się głośno. Nikt nie mógł mieć tak elektrycznie niebieskich oczu. Nikt nie miał ich tak niebieskich jak lapis lazuli, jak nieboskłon podczas burzy. Jasne iskierki wyglądały niczym czysty, niesamowity blask na granatowym tle – jednym słowem, olśniewające.
     To był tylko wytwór jej wyobraźni. Sucrette nie istniała. Nie mogła istnieć. Świat stworzono tak, że najbardziej bolesne słowa okazują się najprawdziwsze.

*scuola primaria - nasza szkoła podstawowa, we Włoszech dzieci uczą się w niej 5 lat (od 6 r.ż do 11)

2 komentarze:

  1. To opowiadanie jest niesamowite. Masz naprawdę świetny styl pisania. Uczysz się włoskiego? Z niecierpliwością czekam na więcej:)
    Gdy to czytałam dawałam Rebecce jakieś 16 lat, a tu szok, ona ma 11, faktycznie jest niezwykle dojrzała jak na swój wiek. Bardzo ciekawi mnie też postać Sue, dlaczego właściwie ma francuskie imię, skoro jej mama ma na imię Julia?
    Na początku chciałam ci napisać, że powinnaś wyjustować tekst, ale widzę, że już to zrobiłaś, przydałoby się jednak poprawić ten pierwszy rozdział. Napiszę również, że dialogi również piszemy od akapitów:)
    Pozdrawiam
    opowiadanie-demona.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Co do włoskiego, tak, uczę się go, ale właściwie to jestem samoukiem (nauka w szkole czy oficjalnie to moje marzenie, ale szanse na spełnienie znikome...).
      Rebbeccę tworzyłam właśnie z takim zamysłem. "Ma mieć rozum dorosłej kobiety" i widzę, że udało mi się to osiągnąć.
      Co do Su... wszystko w swoim czasie. Wszystkiego się dowiesz, spokojnie.
      Co do justowania tekstu: dziwne, ja pamiętam, że justowałam pierwszy rozdział O.o Spróbuję coś z tym zrobić. Tak, wiem o akapitach przed dialogami... jednak blogspot jest dla mnie wredny i nie pozwala mi ich zrobić. Żeby były akapity w tekście to ja nieźle kombinuję :P

      Usuń

Czytelniku, anonimowy lub nie, nie piszę ,,do szuflady". Chciałabym poznać Twoje zdanie na temat tego, co i jak piszę. Małe życzenie :)

Obserwatorzy