5.07.2016

Rozdział I

Witam Was wszystkich w tym nowym zakątku blogsfery! 
Rozpoczynacie tę przygodę razem ze mną, więc nie psujcie mi zabawy, w końcu gdybym chciała pisać ,,do szuflady" to ten blog nigdy by nie powstał.
Skomentuj. Wystarczy nawet zdanie lub dwa. Chcę po prostu widzieć, że nie klikacie od razu czerwonego "iksa".
Mam nadzieję, że razem będziemy się dobrze bawić :)

,,Każde spotkanie niesie w sobie początek straty" -Vikram Chandra "Święte gry"
,,Niektórym ludziom jest pisane się spotkać. Niezależnie od tego, gdzie się znajdują czy dokąd się wybierają, któregoś dnia na siebie wpadną" -Claudie Gallay


ROZDZIAŁ I

     Chłodne, jesienne powietrze powietrze szczypało w oczy i Gabriel niemal czuł śnieg tylko czekający na okazję, żeby znów zgnębić ludzi. Szczelniej otulił się kurtką, zakrywając nos szalikiem. Nienawidził mrozów. Nawet w wieku sześciu lat ludzie wyśmiewali go za to, że jest "emo", ale chłopiec nie miał pojęcia co to znaczy. Wiedział tylko, że nie lubił tej etykietki na swoich plecach.
Dziwadło. Nie potrafi mówić po polsku. Do tego chodzi ubrany jak mroczny eskimos.
Jego siostra, Rebecca, zapewniała go, że to nieprawda. To mu wystarczało – jego siostra zawsze miała rację.
     Jego palce pod wpływem chłodu drętwiały, utrudniając możliwość gry w jego ulubioną grę. Lubił ją bez względu na to, że powtarzano mu, iż Magia i Mit to nie gra dla dziecka. Nie był małym dzieckiem. Uważał, że sześć lat to wystarczająco dużo, by móc robić to, co chce.
Rebecca mówiła, że czasami dobrze jest być dzieckiem, ale chyba nigdy nie miała na myśli szkoły. Tak bardzo cieszył się, rozpoczynając swoją edukację. Był mądrzejszy od swoich rówieśników, potrafił przeczytać większość zdań. Uwielbiał czytać zwłaszcza na temat bogów i potworów znanych mu z gry. Od tego się zaczęło – był zmęczony proszeniem Rebeki o odczytywanie mu kart, więc zdecydował się zapamiętać każdy wyraz na ich odwrocie i powoli, kojarząc je z poszczególnymi obrazami, faktycznie zaczęło to działać. Jego nauczycielka, pani Różaniecka, była pod wrażeniem.
     Gabriel uważał panią Różaniecką za najlepszą i najładniejszą, tuż po swojej mamie, panią jaką kiedykolwiek spotkał, nawet jeśli nie znał jej prawdziwego imienia. Tylko raz pewien wielki i silny mężczyzna nazwał panią Różaniecką Danutą. Nauczycielka miała jasne włosy i wesołe fiołkowe oczy, szeroki uśmiech, a Rebecca wydawała się lubić wychowawczynię młodszego brata.
      Gabriel potarł o siebie dłonie, próbując je ogrzać. Kątem oka zerknął tęsknie na plac zabaw. Jeden z chłopców ze starszej klasy popychał jakieś młodsze dziecko. To sprawiło, że chłopiec przypomniał sobie swój pierwszy dzień w szkole, kiedy to był wszystkim zafascynowany. Do momentu, w którym Sew postawił go w tej samej sytuacji, co tego chłopca.
     Już nie lubił szkoły. Tak samo inne dzieci nie lubiły go, bo się od nich różnił. Przeniósł się do Polski przed pięcioma miesiącami, i chociaż jego polszczyzna była dobra, ponieważ jego matka uczyła go polskiego od maleńkości, jednak jego akcent wciąż pozostawiał sporo do życzenia. Czasami koledzy mówili mu, żeby powiedział lub odczytał na głos jakieś trudne dla niego słowa. Szczególnie podobały im się właśnie ciężkie i niemal niemożliwe do powiedzenia łamańce językowe i słówka zaczynające się na "h" lub je zawierające*. Nienawidził ich.
– Ej – usłyszał nad sobą i spojrzał w górę, by zobaczyć Sewa stojącego przednim w towarzystwie dwóch kumpli (kumple było w ostatnim czasie ulubionym słowem Rebecki). – Nadal grasz w te... ee... badziewie, dzieciaku?
– Nie jestem dzieciakiem – mruknął Gabriel, spoglądając na leżące na ziemi figurki.
Sew roześmiał się, ale po chwili spoważniał. Popchnął Gabriela, który upadł do tyłu. Starszy chłopiec podniósł jedną ze statuetek bogiń.
– Kto to? – zapytał z przekąsem.
Ciemnowłosy Gabriel podniósł się z ziemi.
– Atena.
Sew prychnął i rzucił figurkę do chłopaka. Z braku koordynacji nie udało mu się jej złapać – uderzyła go w szczękę.
– Głupie.
– To nie głupie – mruknął Gabriel, podnosząc figurkę. – To ty głupie.
Pochylił się, by zebrać pozostałe, ale najwyższy i najsilniejszy z chłopców chwycił go za rękę.
– Naucz się mówić po polsku – powiedział Sew.
    Ścisnął nadgarstek Gabriela i wygiął do tyłu. To nie był pierwszy raz, kiedy to robił i Gabriel już doskonale zdawał sobie sprawę co się stanie z jego ręką, jeśli nie zareaguje. Za pierwszy razem usiłował udawać, że to nie bolało i skończyło się na tym, że chodził przez tydzień w rękawiczkach, żeby ukryć siniaki. Nie powiedział o tym ani ojcu ani Rebecce, oni i bez jego problemów mieli sporo na głowie. Nauczyciele zaś sprawiali wrażenie, jakby to ignorowali.
Jęk bólu wyrwał się z jego gardła, kiedy próbował wyrwać się z mocnego uścisku. Sew i jego koledzy śmiali się, dopóki ich lider nie puścił go. Razem ze swoimi kumplami odsunęli się od Gabriela, żeby pójść na poszukiwanie kolejnego samotnego dziecka.
      Siedząc na chłodnej ławce chłopiec rozmasowywał obolałą dłoń i miał nadzieję, że po tym starciu nie pozostanie żaden ślad.
Chciał, żeby cała jego rodzina wróciła do Włoch. Ba, cofnęli czas i nigdy się tutaj nie pojawili. Ta myśl nie pojawiła się w jego umyśle po raz pierwszy, ale nieustannie prosił Pana, by dano mu na to jakąś nadzieję. Jednak wyglądało na to, że Stwórca woli pozostać statyczny i patrzyć na niego z krzyża niż zaingerować i pomóc mu w trudnych chwilach.
      Pociągnął nosem i otarł łzy, nie pozwalając im rozlać się po policzkach. To byłoby przekleństwo. Łzy są ciepłe, ale na takim mrozie szybko zamarzłyby. Poza tym, jaki byłby z niego przedszkolak, gdyby płakał jak mały bobas?
– Cześć – odezwał się ktoś za nim dziecięcym głosem.
Odwrócił się w tamtym kierunku. Stojącą tam osobą była dziewczynka w jego wieku. Wyższa od niego, szczupła jak baletnica, o miodowej cerze i twarzy niemal całkowicie pokrytej piegami. Miała czarne, sięgające ramion czarne włosy i ładne, przyciągające wzrok elektrycznie niebieskie oczy. Takie połączenie było niemal przerażające. Za duży bladoróżowy sweter z wielkim włochatym serduchem wisiał na niej jak na wieszaku, a nogawki spodni miała podwinięte. Adidasy stare i obdrapane. Nie wyglądała na zadbane dziecko, ale zdawała się tym w ogóle nie przejmować.
– Co się stało?
– Nic – mruknął i z przejęciem zaczął zbierać z chodnika swoje karty.
– Jestem Sucrette. Jak chcesz to mogę być Su – powiedziała szatynka, siadając naprzeciwko niego. Podniosła w dwóch palcach jedną z jego kart i przyjrzała się kolorowej ilustracji.
Wyrwał mu ją z ręki.
– Nie dotykaj – warknął.
– Przepraszam. – Su spojrzała na pozostałe karty i rozsypane wokół figurki. – Co to jest?
– Nic.
Sucrette uniosła brew. W ciągu sześciu lat życia stała się w tym bardzo dobra.
– Niech ci będzie. – Pochyliła głowę i przyjrzała mu się bliżej. – Czemu tak śmiesznie mówisz?
– Nie jestem Polska.
Zachichotała.
– Polakiem – poprawiła go.
– Polakiem... i nie śmiej się ze mnie.
Dziewczynka zmarszczyła czoło.
– Nie śmieję się z ciebie – wyjaśniła. – Skąd jesteś?
Spojrzał na nią, ocierając łzy z powiek, ponieważ przestawał widzieć wyraźnie, kiedy osadziły się na jego rzęsach. Rzeczywiście, nie wyglądało na to, że chciała z niego drwić.
– Italia. Włochy.
Twarz dziewczyny rozjaśniła się.
– To fajnie! Jak się mówi "cześć" po włosku?
Gabriel spojrzał na nią ze zdumieniem. Czy ta czarnowłosa dziewczynka naprawdę była tego ciekawa? Nikt w przeciągu całego dotychczasowego pobytu w Polsce nie zapytał go o coś tak oczywistego.
Salve – odparł. – Ciao do kumpli.
– Ooch – Su przeciągała to krótkie słowo do granic możliwości. Jej rozmówca zastanawiał się, jak można na tak długo wstrzymać oddech. – Więc salve jest jak dzień dobry, a ciao to hej?
Chłopiec skinął głową, a mały uśmiech zagościł na jego zazwyczaj smutnej twarzy.
– Co to za gra? – zapytała Sucrette, wskazując na kolorowe karty i figurki teraz ułożone w równym stosach.
– Magia i Mit – wyjaśnił z największą powagą i czcią na jakie stać dziecko. – Gra o potworach i bogach. Greckich.
Ciemnowłosa pokręciła głową, ale uśmiechnęła się do niego życzliwie.
– Nie wiem, o co chodzi. Pokażesz mi?
Gabriel wyciągnął do niej rękę i włożył kartę do jej dłoni.
– Mantykora – powiedział, wręczając ją jej. – Wystaw ją. Na dół... yy... – zawahał się, szukając właściwego słowa – znaczy, na chodnik.
Kiedy to zrobiła, wyciągnął kolejną kartę i umieścił ją naprzeciwko karty przedstawiającą Mantykorę.
– Apollo. – Wskazał na liczbę punktów, wyróżnionych jaskrawą barwą. – Wygrałaś.
Su porównała obydwie liczby i skinęła głową na znak, że rozumie o czym mówił chłopiec.
– Bo Manty-kora ma większą liczbę.
Pokiwał z przejęciem głową.
– Atak – sprecyzował, wskazując na punkty ataku Mantykory. – Obrona – liczba punktów obrony Apolla. Później pokazał punkty ataku Apolla i obrony Mantykory.
Dziewczynka spojrzała na niego i jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
– Rozumiem. Co dostanę jak wygram?
Gabriel przeszukiwał stos figurek, aż znalazł tą, której szukał i podniósł ją razem z kartą Apolla.
– Przegraną kartę.
– To jest fajne! Mogę grać?
Chłopiec uśmiechnął się nieśmiało i rozdał losowo karty, po pięć dla każdego z nich.
Niestety, wkrótce usłyszeli głos wołającej go Rebecki, ale zanim zdecydował się wrócić do siostry, Su zdołała wygrać dwa z pięciu karcianych pojedynków, które rozegrali.
– To jest serio zabawne – powiedziała, pomagając zbierać mu karty.
Gabriel uśmiechnął się i skinął głową.
– Tak, zabawa. Trzeba to powtórzyć.
Karty włożył do kieszeni spodni, a figurki do plecaka. Przerzucił go przez ramię i zaczął iść z powrotem do miejsca, w którym odłączył się od starszej siostry.
– Czekaj! – zawołała Su, łapiąc go za ramię. – Nie znam twojego imienia.
– Gabriel.
Na nakrapianej twarzy Sucrette pojawił się figlarny uśmiech.
Ciao, Gab – krzyknęła, machając mu na pożegnanie.
Ciao, Bella** – odpowiedział, nawet nie zadając sobie trudu by poprosić ją, żeby nie nazywała go Gab.
Su roześmiała się, posyłając mu spojrzenie, którego znaczenia nie potrafił znaleźć, ale nie specjalnie go to obchodziło.
Odmachał jej, ale ciemnowłosa dziewczynka zdążyła się odwrócić i pobiec na plac zabaw.
W ciągu kilku sekund zniknęła z jego pola widzenia.
Gabriel wrócił do Rebecki z uśmiechem na ustach. To nie zdarzało się mu zbyt często w ostatnim czasie.

Papà!
Gabriel otworzył drzwi do ich małego mieszkania. Rzucił plecak z figurkami na podłogę, po czym wbiegł do kuchni. Rebecca zatrzymała się na przedpokoju.
– Zdejmij buty, Gabriel – rzuciła, zdejmując kurtkę i zawieszając ją na wieszaku.
Chłopiec zrobił to z ociąganiem.
Ojciec mył naczynia w zlewie. Gabriel nie zapomniał, że to środa, a jak zawsze w środy jego ojciec brał wieczorną bądź nocną zmianę w pracy.
Felice Angelo był wysokim, postawnym mężczyzną o gęstej brodzie i długich, czarnych włosach oraz ziemistej cerze i ciemnych, pochmurnych oczach. Przerażające, jak bardzo Gabriel go przypominał: ten sam zarys szczęki i nos, kruczoczarne włosy i oczy barwą przypominające obsydian. Jedyne, co chłopiec odziedziczył po swojej matce, z urodzenia jasnowłosej Polki, to delikatny, subtelny kształt ust.
Ciao, Arachidi – powiedział ojciec, wycierając ręce o szmatkę niedbale rzuconą na stół. – Jak było na spacerze? – zapytał w języku włoskim.
Gabriel zmarszczył nos, słysząc swój pseudonim. Arachidi oznaczał orzeszki ziemne. Nigdy nie był w stanie dowiedzieć się, dlaczego ojciec akurat tak go nazywał. Tylko tyle, że był to pomysł mamy.
– Dobrze – dopowiedział. Wspiął się na taboret i z kieszeni wyciągnął na stół karty do Magii i Mit.
Jego ojciec położył przed nim naleśniki i szklankę mleka. Było to jedyne danie, które ich ojciec potrafił przygotować – zazwyczaj kuchnią zajmowała się Rebecca lub wcześniej matka Gabriela.
– Mam przyjaciela! – zawołał, chichocząc.
Ojciec zaśmiał się. Szczęście jego syna było jego szczęściem. To oznaczało jego imię, Felice – szczęśliwy.
– Naprawdę? Jak ma na imię?
– Su. Nauczyłem ją jak grać w Magię i Mit. Jest bardzo zabawna.
– Jesteś innamorato*** w niej? – dokuczała Rebecca.
Gabriel zmarszczył nos.
– Nie! To orrendo****. Niedobre. Jest tylko przyjaciółką.
Ojciec zaśmiał się i wrócił do wcześniejszego zajęcia. Stos brudnych naczyń nadal zalegał w zlewie.
– Su to nie jest polskie imię, prawda? – zapytała Rebecca.
Czarnowłosy chłopiec zamyślił się.
– Nie pytałem jej o to, ale pełnie nazywa się Sucrette.
– Możesz ją zaprosić na obiad – oznajmił tata.
Twarz chłopczyka rozjaśniła się.
– Tak! Na pewno ją polubicie.
– Jestem tego pewny – odparł mężczyzna. – Ale najpierw zrób swoją pracę domową, jutro idziesz do szkoły. – Spojrzał także surowo na córkę. – Ty też, Becca.
– Nie jestem jedyną osobą w tym domu, który nie lubi zadania domowego. – Dziewczyna mrugnęła porozumiewawczo do braciszka.
– To głupie! – zaprotestował Gabriel.
Ojciec zachichotał, odkładając płyn do naczyń.
– Przyznaję, zadania domowe w przedszkolu są głupie, ale to nie my ani nauczyciele mamy wpływ na cały system nauczania. Wciąż musisz je odrobić.
Chłopiec westchnął przeciągle, ześlizgnął się ze stołka i poszedł do pokoju, który dzielił z siostrą po szkolny plecak. Gdy go niósł, skrzywił się. Jego prawy nadgarstek wciąż go pobolewał od chwili, w której Sew go wygiął. Był także posiniaczony, ale nie zamierzał mówić o tym tacie.
Ciągnąc go do kuchni uśmiechnął się, myśląc o Su. I o tym, że miło by było spotkać ją ponownie.
 *W języku włoskim "h" wymawia się jako zawsze nieme.
**Bella(r.ż) oznacza "ładna", więc Gabriel powiedział Su mniej–więcej "cześć, piękna"
**innamorato to dosłownie "w miłości".
****orrendo to po prostu "okropny"

6 komentarzy:

  1. Cześć. :)
    Znalazłam adres Twojego bloga w zgłoszeniu do jednego z katalogów. Opis niezwykle mnie zainteresował, dlatego postanowiłam wpaść.
    Bardzo mi się tu podoba, przyjemny szablon, przejrzysty wygląd.
    Przechodząc do treści. Kupiłaś mnie już pierwszym rozdziałem. Cudowna kreacja bohaterów. Niesamowicie podoba mi się Gabriel. Przedstaiwnie go w wieku sześciu lat, to nie lada wyczyn. Ciężko jest dobrze wykreować postać dziecka, zazwyczaj dzieci w książkach i opowiadaniach są nie realnie słodkie i niezdarne, a tu taka miła odmiana. Zamiłowanie do mitologii? Skąd ja to znam. Swoją drogą miałam kiedyś podobne karty i też uczyłam się napisów na pamięć, ponieważ nie lubiłam stale prosić kogoś o odczytywanie. Fajny zbieg okoliczności. :D
    Zaskoczył mnie moment z prześladowaniem, w końcu Gabriel w żaden sposób im nie zawinił. Jednak wiadomo jak działają takie grupki, przywódca robi wszystko dla tak zwanej 'popisówy'.
    Ładnie wprowadziłaś postać Su. Cieszę się, że Gab ją polubił, to może byś początek pięknej przyjaźni i mam nadzieję, że tak będzie.
    Kolejny plus umieszczenie akcji w Polsce. Lubię gdy opowiadania toczą się w naszym rodzimym kraju, chociaż sama nie jestem jeszcze gotowa na stworzenie czegoś właśnie tutaj.
    Podsumowując - świetny rozdział, śliczny wygląd, nie mogę się doczekać dalszej części. Na pewno będę Cię odwiedzać.
    Tymczasem zapraszam do mnie, może uda mi się czymś Cię zaciekawić.
    http://lost-memories-lost-love.blogspot.com
    http://oszukani-wybrancy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wyrażenie zdania :) Cieszę się, że Ci się spodobało.
      Ja także nie lubię robienia z dzieci niewiniątek, ja w wieku sześciu lat byłam już we wszystkim obcykana. Też się tak uczyłam czytać! (Armin w końcu poznała kogoś podobnego do siebie.) Stąd ten pomysł nadania takiej umiejętności z tego źródła Gabrielowi.
      Jeśli chodzi o miejsce akcji, mnie zaczęło denerwować, że wszyscy Ameryka lub Anglia. Że niby Polska gorsza? Właśnie o Polsce najłatwiej pisać, bo znam środowisko i wiem, o czym piszę. Nie ukrywam się za tym, że jak piszę o Stanach Zjednoczonych to nikt nie wie o co chodzi i czytelnicy wszystko łykną jak trutkę, bo jest w pudełku po Kinderkach.
      Mam nadzieję, że jeszcze nie raz czy dwa razy zawitasz tutaj :) A rozdział 2 za tydzień ;)

      Usuń
  2. Jestem tutaj dzięki katalogowi Euforia (możesz już im dziękować za reklamę). Weszłam, gdyż spodobał mi się opis bloga, który tam zamieściłaś. Bardzo podoba mi się Twój szablon, trafiłaś w mój gust. Podoba mi się sam pomysł opowiadania oraz Twój styl, więc zostanę tu na dłużej :)
    Mały Gabriel juz przypadł mi do gustu i choc żal mi biedaka, nie mogę się doczekać drugiego rozdziału. Widzę, że go opublikowałaś, więc zabieram się za czytanie.

    Zapraszam w wolnej chwili do siebie: http://icedaughter.blogspot.com/

    Życzę dużo weny! ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Heja! W pierwszym zdaniu powtórzyło ci się słowo "powietrze".
    Ta historia zaczyna się ździebko inaczej niż wszystkie. Może to przez nietuzinkowych bohaterów, może to dzięki nieco przygnębiającemu klimatowi tej opowieści, a może to za sprawą obydwu tych rzeczy to, co piszesz wyróżnia się na tle innych.
    Podobają mi się postacie. Zastanawia mnie Sew. Nie wiem, czy to jego pełne imię, czy może tylko ksywa, która nie ma z prawdziwym imieniem nic wspólnego, ale jeżeli on faktycznie się tak nazywa, to ciekawi mnie, skąd on jest, no bo to przecież też nie jest polskie imię.
    Czytanie mocno utrudnia mi szablon. Szkoda, bo jest ładny, ale tekstu jest dużo, a litery są takie maciupeńkie. Poza tym nie ma akapitów wszędzie tam, gdzie powinny się znajdować. Wiadomo, to są tylko kwestie wyglądu, ale mimo wszystko jest on ważny.
    Trzymaj się ciepło :)
    -AM, http://laleczkazdrewna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie, zauważyłam to "powietrze" jakiś czas temu, miałam poprawić i zapomniałam.
      Co do Sewa... zapiszę sobie na listę pytań i odpowiem w osobnym poście razem z innymi pytaniami ;) Wredna Armin, taaa...
      Co do szablonu... spróbuję powiększyć znaki. Pracuję na tablecie, a tam blog wygląda inaczej niż dla innych, przez co mam nieco utrudnione zadanie.
      Co do akapitów, to nie mam wyczucia i żeby to jako-tako działało, musiałabym mieć kogoś, kto powiedziałby mi, gdzie mają być.
      Dzięki za komentarz, pomocny jak wszystkie inne ;) Taki rady są mi potrzebne :)
      Mam nadzieję, że zobaczę Cię pod resztą rozdziałów.

      Usuń
  4. Ogólnie opis bloga, który był zamieszczony w katalogu, zaintrygował mnie, dlatego tu wpadłam.
    Rozdział jet dobrze napisany. Są ciekawe opisy i akcja, która nie nudzi ani nie wrzuca nas w wir szaleńczo pędzących wydarzeń. Nic więcej opowiedzieć się nie da, początku przecież nie zdradzają wszystkiego, ale pokuszę się o przeczytanie pozostałych części, mając na uwadze ten intrygujący opis opowiadania.
    Zapraszam także do siebie: http://manu-ko-dewata.blogspot.com.

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku, anonimowy lub nie, nie piszę ,,do szuflady". Chciałabym poznać Twoje zdanie na temat tego, co i jak piszę. Małe życzenie :)

Obserwatorzy